Blog

2010-03-29

Nie jesteśmy pokorną żoną

Wywiad przeprowadzony przez Bartosza Szumowskiego, redaktora Gazety Siedleckiej.

G.S.: Będzie Pan kandydatem siedleckiej Platformy Obywatelskiej w tegorocznych wyborach na prezydenta miasta?
M. D.: Nie przypuszczam, ale nie wykluczam takiego scenariusza. Decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły. Aczkolwiek nie ukrywam, że od pewnego czasu bardzo zależy mi na tym, by móc reprezentować Siedlce na poziomie Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Czasami jesteśmy, w moim przekonaniu, pozostawiani sami sobie, więc myślę, że sprawny przedstawiciel miasta, znający samorząd i potrafiący się w nim poruszać, byłby świetnym ambasadorem, dzięki któremu nasz region byłby lepiej słyszalny w Warszawie.
 
G. S.: A kto z pozostałej piątki kandydatów na kandydatów ma, Pana zdaniem, największe szanse i dlaczego?
M. D.: To trudne pytanie. Z tego, co mi wiadomo, wymieniany w tej grupie Tomasz Nawrocki definitywnie poświęca się pracy zawodowej. Z pozostałych kandydatów każdy ma swoje zalety i … niedoskonałości. Pani Marta Sosnowska jest bardzo pracowitą osobą, chociaż, chyba trochę zbyt delikatną i konformistyczną. Jej pracę jako wiceprezydenta oceniam jednak bardzo pozytywnie i myślę, że jej przełożony też nie narzeka. Marek Kordecki jest politykiem o bardzo skrystalizowanych poglądach, ambitnym, zdecydowanym i dobitnie wyrażającym swoje zdanie. Czasami bywa niedostatecznie elastyczny, ale to też ma swoje plusy. Tego brakowało, moim zdaniem, poprzedniemu prezydentowi, unikającego podejmowania decyzji, które mogłyby być kontrowersyjne. Poseł Jacek Kozaczyński to z kolei ktoś, kto nie szuka taniego poklasku, nie stara się być osobą z pierwszych stron gazet. Jest za to bardzo sprawny i skuteczny. Swoją ciężką zakulisową pracą wpłynął na wiele pozytywnych decyzji dla Siedlec. Myślę, że jego bardzo wartościową cechą jest umiejętność doboru ludzi, na których stawia. To mogłoby się przydać również w pracy samorządu lokalnego. Nie ukrywam, że to właśnie Jacka Kozaczyńskiego darzę największym zaufaniem.
 
G. S.: A kiedy poznamy oficjalnego kandydata Platformy?
M. D.: Pod koniec marca odbędzie się spotkanie, na którym wybierzemy władze powiatowe. Wybór kandydata na Prezydenta będzie udziałem nowych władz.
 
G. S.: A jak Pan oceni kandydatów pozostałych partii, czyli Wojciecha Kudelskiego z Prawa i Sprawiedliwości, Macieja Drabio z Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz Annę Sochacką z Siedleckiego Towarzystwa Samorządowego?
M. D.: Muszę przyznać, że Wojciech Kudelski pozytywnie mnie zaskoczył. Jako radni poprzedniej kadencji byliśmy do siebie usposobieni raczej mało przyjaźnie, dlatego z dużą rezerwą i niepokojem podejmowałem decyzję, by wesprzeć go w drugiej turze wyborów. Z perspektywy tych 4 lat muszę powiedzieć, że dla Siedlec to była dobra decyzja. Dzięki współpracy w koalicji i w gruncie rzeczy, przychylności rady miasta, oceniany jest dobrze. Oczywiście nie we wszystkim się zgadzamy, ale wiele udało nam się wspólnie zrobić. Jednak z perspektywy czasu uważam, że Prezydentem powinna być młodsza osoba, nieco inaczej patrząca na samorząd i inaczej kładąca akcenty. Na Maćka Drabio patrzę z dużą sympatią. To sprawny działacz polityczny, nieskażony ideologią i myślący w sposób pragmatyczny. Ma odwagę mówić głośno o tym, co sądzi w danej sprawie. Moim zdaniem będzie ciekawym kandydatem na prezydenta, ale na sprawowanie tej funkcji jest jeszcze dla niego za wcześnie. Myślę, że potrzebne mu jest większe doświadczenie samorządowe i zdobycie doświadczenia w zarządzaniu administracją publiczną. Pani Sochacka ma doświadczenie, przez kilka miesięcy była zastępcą prezydenta Symanowicza. To osoba trudna do oceny. Osobiście bardzo ją cenię jako dyrektora szkoły...
 
G. S.: ...ale nie widzi Pan kobiety na stanowisku prezydenta Siedlec?
M. D.: Nie, przeciwnie. Myślę, że to dobry czas dla kobiet. Choćby dlatego, że dziś dużo mówi się o parytecie, kobieta mogłaby mieć szanse. Ale, szczerze mówiąc, mam konserwatywne poglądy na zarządzanie. Lepiej współpracuje mi się z mężczyznami. Lubię zdecydowane, konkretne działania. Kobiety mają tendencję do dzielenia włosu na czworo. Pani Sochackiej – w moim przekonaniu - brakuje umiejętności perspektywicznego działania, a także „postawienia się obok” i spojrzenia na problem z drugiej strony.
 
G. S.: A chciałby Pan utrzymać stanowisko przewodniczącego Rady?
M. D.: Ze względu na wspomniane zamierzenia nie planuję utrzymania stanowiska Przewodniczącego Rady. Jestem zadowolony z tego, co udało mi się zrobić, i mam nadzieję, że sprawdziłem się w tej funkcji. Nie chcę być przewodniczącym za wszelką cenę. Nie przywiązuję się do stanowisk, szukam nowych wyzwań i doświadczeń. Lubię zmiany.
 
G. S.: Ciężko jest być przewodniczącym piątej kadencji siedleckiej Rady Miasta? Czasem puszczają Panu nerwy...
M. D.: Zawsze, kiedy nieco za ostro zareaguję mam żal do siebie. Choć wydaje mi się, że stosunkowo rzadko traciłem panowanie nad sobą. Staram się trzymać dystans, ale, jak chyba każdy, jestem wrażliwy szczególnie na niesprawiedliwą krytykę i podłe insynuacje. A czy jest ciężko? Bycie przewodniczącym to ogromna frajda. W skład Rady wchodzą 23 osoby o silnych charakterach, indywidualiści, zdecydowani w poglądach i działaniach oraz mający własne ambicje. Żeby właściwie funkcjonowała, potrzeba więc dużych umiejętności organizacyjnych. Mam nadzieję, że wykazałem się takowymi, ale oczywiście ocena należy do innych.
 
G. S.: Przejdźmy do samej Rady Miasta. Czy nazwałby Pan tę kadencję owocną?
M. D.: Mam możliwość porównania jej z poprzednią. Wtedy miałem niewielki wpływ na funkcjonowanie samorządu w Siedlcach. Teraz jestem współodpowiedzialny za wszystkie działania podejmowane w Radzie. Gdybym powiedział, że pracowała źle, oceniłbym również siebie. Myślę, że ta Rada zrobiła wiele dobrych rzeczy. Efekty są widoczne w tym, jak wiele pieniędzy udało się „przyciągnąć” do Siedlec. To inwestycje takie jak „Orliki”, renowacja obiektów kultury, remonty wielu ulic, rozpoczęte budowy nowych. Nawiasem mówiąc kolejne zobaczymy niedługo, bo gotowe projekty techniczne czekają tylko na ich wdrożenie. Mam tu na myśli przede wszystkim drogi obwodowe centrum miasta
 
G. S.: Największa porażka tej Rady? Raczej konkretna uchwała czy jakiś proces?
M. D.: Nie wiem, czy można mówić o największych porażkach. Powiedziałbym raczej o niepotrzebnej klęsce, jaką było doprowadzenie do referendum w sprawie sprzedaży stadionu przy ulicy Wojskowej. Zawsze uważałem, że przy obecnym ustroju politycznym i mocy, jaką ma dziś samorząd w Polsce, my, radni, z mocy prawa posiadamy mandat do podejmowania decyzji. Referendum powinno się organizować w sytuacji naprawdę bardzo ważnej i fundamentalnej. Tylko wtedy miałoby sens. W sprawie „galeria handlowa czy aquapark” samo pytanie referendalne było niewłaściwe. To dowodzi, że problem był w gruncie rzeczy bardziej polityczny niż pragmatyczny. W moim przekonaniu referendum może mieć wpływ na przyszłość. Skutecznie może zniechęcić siedlczan do takiej formy podejmowania decyzji. Część osób nie wzięła udziału w referendum, bo uważała, że jest wprowadzana w błąd. A ci, którzy poszli (pamiętajmy, że przecież było to kilka tysięcy mieszkańców), nagle stwierdzili, iż ich głosy nie miały sensu, bo referendum nie posiadało żadnej mocy sprawczej. Uważam więc, że największą porażką tego samorządu w tej konkretnej sytuacji jest nieumiejętność wzięcia na siebie odpowiedzialności za decyzję.
 
G. S.: Trudno nie zauważyć, że wejście 4 lata temu do koalicji „Zgoda i Rozwój” było dla siedleckiej PO małżeństwem z rozsądku. Jaką jesteście teraz żoną? Zdominowaną przez męża, czyli PiS, czy raczej kimś w stylu nowoczesnej sufrażystki?
M. D.: Nie czułem się nigdy zdominowany przez PiS, choć czasami mocno musiałem walczyć o swoją pozycję. Prezydent Kudelski jest niewątpliwie osobą upartą, o silnym charakterze i osobowości, z którą czasami trudno się porozumieć. Owszem, Platforma przystąpiła do „ZiR” z rozsądku. Jak się jednak okazało z perspektywy czasu, było to trafne i ważne. Myślę, że inna koalicja nie byłaby w stanie tyle zrobić dla Siedlec. Fakt, że w najważniejszych organach państwowych są przedstawiciele PO, otwiera wiele furtek. Bez tego władze miasta, jadąc do urzędów wyższego szczebla, napotykałyby na przeciwników politycznych, którzy przecież nie musieliby służyć pomocą, wsparciem ani nawet dobrą radą. Po prostu załatwialiby sprawy droga urzędową. Tymczasem teraz mamy w Warszawie wielu przyjaciół, z którymi możemy konsultować wiele projektów. To wszystko służy społeczności lokalnej.
 
G. S.: Czym siedleckie PO może jeszcze zaskoczyć obywateli?
M. D.: Nie chcę ubiegać faktów. Dziś mogę powiedzieć, że jeśli zaskoczy, to pozytywnie. Na przykład pokazywaniem młodych ludzi, którzy są w Platformie, zaangażowanych w sprawy samorządu i mających pomysł na to, jak powinny funkcjonować Siedlce przez następne 4 lata. Ostatnio słyszę często pytanie, kiedy siedlecka PO wreszcie opuści PiS, żeby zdystansować się od obecnego prezydenta i wejść w kampanię wyborczą. Odpowiadam: nie zamierzamy robić niczego, co byłoby destrukcyjnym atakiem.
 
G. S.: A czy „Zgoda i Rozwój” powróci po wyborach?
M. D.: Głęboko wierzę w to, że Prezydentem Siedlec zostanie kandydat PO.Wtedy, jeżeli koledzy z PiS-u będą chcieli wspólnie z nami wziąć odpowiedzialność za rozwój miasta i pracować z korzyścią dla mieszkańców, to dlaczego nie. Znamy się, mamy wspólne doświadczenia. Ale czy będzie to możliwe, okaże się dopiero po wyborach?
 
BS

Lista pozostałych wpisów w dziale aktualności

2015-06-29 Absolutorium
2015-02-27 Ja już wiem!
2014-07-01 Zmiana
2013-12-20 Budżet 2014
2013-09-04 Zło(ty) interes
2013-03-29 Dlaczego nie ...
2012-12-31 Budżet 2013
2011-11-11 Zwykli bandyci
2010-09-07 Dni z doradztwem
2010-07-12 Demos + cratos
2009-07-30 Parytety?
2009-05-07 Start kampani